MIEJ MARZENIA

Ależ ten czas leci! 🙂 3 lata na emigracji w Niemczech, a następnie powrót do Polski. Zacznijmy jednak od początku 🙂

To, że wyjechałam do Niemiec stało się z przypadku. Byłam jednym z tych „emigrantów”, którzy nie musieli wyjeżdżać. To znaczy, w Polsce miałam dobrą pracę, byłam na studiach doktoranckich w obszarze ekonomii. Los chciał, że zakochałam się w Monachium. Przepięknym mieście, które powoduje u mnie ciarki na ciele jak o nim myślę. Kraków ma podobny klimat jak Monachium, ale troszkę inny. Monachium jest po prostu „niemieckie”, czyli w dużej mierze czystsze, bardziej poukładane, zadbane i mogące się poszczycić lepszą komunikacją miejską. Sama miłość do miasta jednak nie była wystarczającym argumentem, aby „porzucić wszystko”, co sobie już wypracowałam w Polsce. Jednakże nauka języka niemieckiego z myślą o tym, aby znaleźć kiedyś dobrą pracę niemieckojęzyczną była już argumentem wystarczającym. Spakowałam walizki, wyjechałam.

Monachium, lipiec 2012, Max-Joseph-Platz

monachium

Piękna architektura tego miasta zawsze była dla mnie swego rodzaju motywacją, aby tam przetrzymać trudy. Okazało się bowiem, że w tym raju (Monachium leży blisko Alp, jezior oraz największych term w Europie) ciężko było ze zdobyciem pracy umysłowej. O ile z pracą dla opiekunek i sprzątaczek nie ma problemów, o tyle z pracą umysłową i to jeszcze w dziale marketingu problem już był. Główny powód „odrzuceń”? „Niewystarczająca znajomość języka niemieckiego”. Niemcy są bardzo surowi przy ocenie znajomości języka niemieckiego, ale ich krytyka bardziej mnie motywowała niż zniechęcała 🙂 Uczyłam się bardzo intensywnie języka niemieckiego, ograniczyłam kontakty z Polakami, zaczęłam myśleć i mówić po niemiecku. Po 2 latach przepełnionych niepewnością i strachem, czy w następnym miesiącu będę w stanie się utrzymać w tym pięknym mieście udało mi się osiągnąć to, co sobie założyłam.

Zugspitze, koło Monachium, styczeń 2014

hh

Najzabawniejsze jest jednak to, że jak się już zrealizuje swoje marzenie, a w moim przypadku była to płynna znajomość języka niemieckiego oraz możliwość zostania w Monachium, to… już się nie ma marzeń. Doszłam do takiego etapu, gdzie osiągnęłam wszystko, co chciałam, również stanowisko Managera w niemieckiej prestiżowej korporacji w Monachium. I… odczułam pustkę. W Monachium bowiem nie widziałam dla siebie kolejnych celów. Zaczęłam natomiast zauważać u siebie proces dość niebezpieczny, a mianowicie proces silnie postępującej germanizacji. Przez ograniczony kontakt z Polakami zaczęłam gorzej mówić po polsku oraz co więcej – spotykając się z nimi zaczęłam czuć, że jesteśmy z dwóch różnych światów. Polacy za granicą byli zdziwieni, że w ogóle mi się chciało przyjeżdżać do Monachium („Po coś to zrobiła? Miałaś dobrze.”). Polacy w Polsce za to, po spotkaniu mnie w Polsce pytali: „Skąd jestem? I po co w ogóle odwiedzam Polskę?”, zamiast spytać „Jak było?”. Ja zawsze jednak czułam, że jestem Polką, i to Polką z katolickiej rodziny z mocnymi tradycyjnymi wartościami. I mimo że rzadko spotykałam się wtedy ze zrozumieniem od strony Polaków, zarówno z zagranicy, jak i w Polsce, czułam, że kolejne lata w Niemczech mogą mnie zmienić nieodwracalnie. Znalazłam sobie zatem nowy cel: studia doktoranckie, ale tym razem nie z ekonomii, gdyż „ekonomia przegrała” w moich oczach z Monachium 3 lata temu. Studia doktoranckie z językoznawstwa – czyli moja miłość do języków przełożona na naukowy grunt, który jest bardziej obiektywny niż to, co ja piszę tu na blogu lub w innych miejscach. Studia doktoranckie to analiza tego, co kochasz, ale w taki sposób, aby nikt się nie czepiał, że to tylko „twoja osobista opinia”.

Moja decyzja była ponownie kompletnie niezrozumiała. Osiągnęłam duży sukces w Monachium, zaczęłam się germanizować, a tu – nagle wróciłam do Polski, i to jeszcze na studia doktoranckie, które przecież jej nic nie dadzą! 🙂 Czy wiecie, że tak samo mówiono mi jak wyjeżdżałam do Niemiec? 🙂 A co z tego wyszło? 🙂

Studia doktoranckie z językoznawstwa pokazały mi, że te różnice kulturowe oraz językowe, które poczułam na własnej skórze w Niemczech nie są oznaką mojej postępującej wariacji, lecz rzeczywiście jest to naturalny proces uczenia się szybkiej asymilacji w społeczeństwach. Potwierdziły się moje przekonania, że język polski ma inną dźwięczność niż język niemiecki, co wpływa na odbiór komunikatów. Uczę się z innymi doktorantami, którzy przeżyli to samo albo dopiero wchodzą w ten świat. Fascynująca podróż. Mój następny cel, który zrealizuję, to… lepiej nie będę planować, bo najważniejsze jest bycie szczęśliwym, a szczęście w różnych etapach życia może znaczyć coś innego  🙂

Wydział Lingwistyki Stosowanej, Uniwersytet Warszawski, marzec 2015

IMG_0332

5 Komentarzy

Filed under Okiem Polki z zagranicy

5 responses to “MIEJ MARZENIA

  1. Klimek Danuta

    Piękna historia! Życzę dalszych sukcesów. Najważniejsze to znaleź i robić to co się kocha.

  2. Trzeba uważać na to, czego sobie życzymy, bo może się to spełnić ;)Takie historie bardzo cieszą! Życzę oby kolejne marzenia się spełniały!

  3. No to wreszcie wiem, co się z Tobą dokładnie działo i dzieje…
    Życzę Ci powodzenia przy podejmowaniu kolejnych decyzji – przecież często to sama droga, a nie cel sprawia, że będziemy szczęśliwi!
    Pozdrawiam, Dominika

  4. dziękuję za miłe komentarze. 🙂

  5. Marzena

    Faktycznie w profesjonalnym czyli zawodowym kontakcie Niemcy wymagają znajomości języka niemieckiego (niechętnie mówią po angielsku) na wysokim poziomie i poprawnych gramatycznie form wypowiedzi. Myślę, że to wynika z ich precyzyjnego podejścia do życia:-)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.