Powrót do Polski był dla mnie zatem na początku „MIESIĄCEM MIODOWYM”. Do dzisiaj cieszę się jak dziecko z polskich dań…, z tego smaku, którego nie miałam na emigracji. Do dzisiaj dziękuję Bogu za miejsce, w którym mieszkam, bo wiem, że na emigracji nie było to oczywiste. Po emigracji docenia się „małe” rzeczy, których się nie miało w czasie emigracji.
Docenia się, a następnie… zauważa się też i takie kwestie, których nie zauważało się przed emigracją.
Drogi emigrancie, jeśli byłeś za granicą przynajmniej 1 rok, to prawdopodobnie przeszedłeś cały schemat szoku kulturowego (miesiąc miodowy → depresja → stabilizacja), a po powrocie prawdopodobnie odczułeś po jakimś czasie dyskomfort we własnej ojczyźnie.
Stety czy niestety już nigdy nie będziesz patrzył oczami sprzed emigracji. I choć to jest trudne, trzeba się z tym pogodzić, ponieważ nie można cofnąć rozwoju naszej percepcji.
Emigranci więcej widzą w ojczyźnie, zarówno tego dobrego, jak i tego złego. Trafniej analizują rzeczywistość i są pewnego rodzaju wizjonerami. Więcej czujemy, więcej widzimy.
Głównym błędem emigrantów powracających do Polski jest NADMIERNA chęć rozumienia drugiego człowieka. O ile na emigracji jest to cecha pożądana (głównie dlatego, że bez tego nie wykształciłabym zasad postępowania w Niemczech), to w ojczyźnie nie jest ona potrzebna, bo… wychowałam się w Polsce i o tych zasadach intuicyjnie wiedziałam. Nauczona jednak nadmiernego analizowania drugiej osoby nie byłam w stanie w sposób automatyczny przejść na słuchanie swojej intuicji w Polsce. Jaki był tego rezultat? Spotykałam się z ludźmi, wobec których od początku miałam sporo wątpliwości i których słowa nijak miały się do ich czynów. Niestety okazałam zbyt dużo zrozumienia, zamiast po paru miesiącach odciąć takie osoby z mojego środowiska.
Moja rada dla emigrantów, którzy wrócili do ojczyzny: Słuchajcie swojej intuicji. Jesteście w swojej ojczyźnie. Dogłębna analiza ludzi dookoła nie jest potrzebna. Wiecie, co jest podejrzane, a co nie. Intuicyjnie. Bądźcie stanowczy i nie traćcie czasu na osoby, których czyny „mówią” coś innego niż ich słowa.
Następnym błędem emigrantów, którzy wrócili do ojczyzny, jest niestawianie granic. W moim przypadku na emigracji nie musiałam stawiać jakichś większych granic. W Niemczech nie bez powodu podkreśla się wolność słowa, wolność bycia takim, jakim się chce być. Jakim ogromnym zaskoczeniem było dla mnie, kiedy Niemiec, który usłyszał, że w wieku 32 lat zaczęłam dodatkowe studia magisterskie, nie zadawał pytań w stylu: „A dlaczego tak późno?”, „A po co Ci to?”, tylko ucieszył się z mojego rozwoju. „Super! Das freut mich”. Niemcy nie próbowali ani fizycznie, ani psychicznie przekraczać moich granic. „Nie chcesz? Dobrze, rozumiem”, „Chcesz? To Twoja decyzja”. Ta wolność myśli i słowa to coś, co dał nam Bóg. A w Polsce… codziennie muszę stawiać granice, aby ktoś nie wszedł na mój teren. Zarówno u pani ekspedientki w sklepie, jak i w bliskich relacjach. W Polsce często mówi się: „Kontrola podstawą zaufania”. Dla mnie jest to ogromnie męczące. Z jednej strony to, że JA TAKA MUSZĘ BYĆ, aby w Polsce przeżyć, a z drugiej strony to, że ciągle muszę „odpierać” jakieś dziwne (i nieeleganckie) komentarze. Przyznaję, że kiedyś tego nie zauważałam. Dopiero po emigracji, gdzie zobaczyłam, JAK MOŻNA ŻYĆ, widzę, że Polacy wkraczają na tereny wielu osób w sposób nieuświadomiony. Nie wiedzą, że mogłoby być inaczej…
Ostatnim błędem, który doprowadził mnie do depresji w Polsce, było akceptowanie dwuznacznych wypowiedzi moich bliskich. Wypowiedź „Jesteś głupia” w zależności od kontekstu można interpretować na dwa sposoby: żartobliwie albo dosłownie. Ja po przyjeździe do Polski początkowo tego typu wypowiedzi interpretowałam jako żarty (a czemuż miałabym zakładać, że ktoś ma złe intencje?), po czym… ta sama osoba po jakimś czasie zaczęła sobie pozwalać na więcej, tym razem na agresję: „Jesteś psycholką”. Zdałam sobie wtedy sprawę, że takie „niewinne” wypowiedzi, zazwyczaj w danym towarzystwie odbierane jako sarkastyczne, mają jednak w sobie ziarnko prawdy, a wręcz w większości przypadków oznaczają, że dana osoba NIE MA dobrych intencji. Obecnie nie akceptuję „żartów” będących wstępem do agresji i rozumiem, dlaczego w Niemczech takie „żarty” w ogóle nie są dozwolone w towarzystwie.
Po emigracji wyostrzyła mi się inteligencja emocjonalna. W Polsce przeszkadzał mi język nienawiści, który widziałam już w roku 2015, a nie dopiero po zamachu na prezydenta Adamowicza…
Jak przeszłam z depresji do stabilizacji? Po pierwsze, przestałam chcieć „zmienić” społeczeństwo polskie. Nie przekażę ludziom swojej wiedzy, szczególnie gdy są do mnie negatywnie nastawioni, bo… lubię Niemców. Jedyne, co mogę zrobić, to mówić o swoich pięknych przeżyciach na emigracji osobom, które CHCĄ tego słuchać. To nastawienie dało mi spokój. Odpuściłam sobie „misję” i stwierdziłam, że jeśli ktoś zechce zmienić postrzeganie świata, to na pewno sam zapyta mnie o radę.
Z bardzo dużego zaniepokojenia i gniewu na siebie samą („Po co wracałam?”) wyciągnął mnie mój cel, moje marzenia oraz chęć przekazywania swojej radości innym. Przestałam analizować Polskę, Polaków i zaczęłam słuchać swojej intuicji. Zaczęłam być bardzo uduchowiona, słucham siebie i słucham siły wyższej – Boga. Stawiam jasno granice i, o dziwo, od 2 lat zasadniczo nie spotykam ludzi w Polsce, którzy chcieliby te granice przekroczyć, a jeśli nawet czasem spotkam, to szybko daję do zrozumienia, że się na to nie zgadzam. Spotykam więcej osób, które chcą mnie słuchać i mówią mi: „Jesteś wspaniałym człowiekiem”, a ja się cieszę, że mogę im pomóc. Bronię siebie i bronię swojej godności. Myślę jednak, że najbardziej napędzającą torpedą jest cel… Postaw sobie go, a nic innego nie będzie Cię interesować i nie będziesz mieć czasu na niepotrzebne analizy.
Powrót do Polski mnie wiele nauczył.
„Czy zostanę w Polsce czy w Niemczech?”. Na to pytanie nie odpowiadam jednoznacznie. Oba państwa są dla mnie ważne i w obu będę starać się jak najczęściej przebywać. Mózg człowieka jest tak genialny, że jest w stanie przystosować się do każdej kultury i do każdej mentalności. Dajmy mu na to czas. Zrozumiejmy również nas samych. Ja zrozumiałam, że swoje życie zawsze będę dzielić między Polskę a Niemcy.
Znasz osobę, która wróciła z emigracji do Polski? Wyślij jej ten artykuł. Niech przygotuje się na „po-powrotny” szok kulturowy.
Ja przeżywam caly czas szok kulturowy nie wyjeżdżając z Polski.
To 1) albo zaakceptuj to, jak jest i zacznij obracać się tylko wokół swojej pasji (olewając system), albo 2) wyjedź gdzieś. Ja na razie wybrałam opcję numer 1. Działa 😉
Póki co wybrałam 1.
Ja też. Witaj w klubie.